Mój najpierwszy.Na jedwabiu. Mięciutki,delikatny.
Następny,większy,bardziej przestrzenny.Na większym kawałku jedwabiu.
Cały z czesanki z wełny z merynosłów.Tu już było bardzo dużo zabawy.Szczególnie przy układaniu róż by wyglądały jak róże.Również po zmoczeniu i ufilcowaniu.
I ostatni.Z wykorzystaniem dosłownie 10 cm jedwabiu. Bałam się na początku jak to się połączy.I okazało się,że jak się dobrze ufilcuje wełna czepia się jedwabiu i trzyma bardzo dobrze.Nie ma obawy, że sie rozleci.
A więc przedstawaiam rudości:
I wymodziłam takie oryginalne ozdoby na szyję:
do ostatniej są kolczyki:
Zn ów dziękuje Figusi za udzielenie mi swojego modeling-owego biustu :*
Wspaniałe szale, doceniam trud, wiem jak "prosto" jest taki zrobić i ile wysiłku trzeba włożyć:) Po 1 naszyjniku dałam sobie spokój.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
:* To prawda.trochę się trzeba nagimnastykować,natrudzić,naprać,natrzeć...Ale efekt mi się tak podoba! I mimo,że plecy bolą powstają następne :)
UsuńŚwietne szale Jolu. wszystkie!!!, ale najbardziej spodobał mi się ten czarny w róże, które tak pięknie wyglądają.
OdpowiedzUsuńAż niewiarygodne, że to Twoje początki.
Ciekawa jestem, czy filcowanie szala z samej czesanki jest mniej pracochłonne od filcowania na jedwabiu???
Chyba podobnie.Wszystko zależy od wzoru.Układanie jest bardziej pracochłonne niż samo filcowanie.Ale też bardziej twórcze i daje więcej zabawy.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń